Przejdź do głównej zawartości

Efisian Skiroll Classic na nartorolkach, czyli jak się to robi w Czechach

Na początek dygresja, o blogu przypominam sobie raz, góra dwa razy w roku, także bloggerem nie jestem, jednak od czasu do czasu możecie liczyć na jakiś tekścik.
No to zaczynamy.

Wszystko zaczęło się w piątek 10 lipca AD 2020. Oczywiście wiedziałem, że w sobotę 11 lipca startuje w Czechach kolejna edycja Efisian Skiroll Classic, choćby stąd, że paru zawodników skipol.pl TEAMU wybierało się tam na start. W piątek do południa zapadła decyzja jedziemy. Razem z kolejnym teamowiczem radkiem Koszykiem wyruszyliśmy spod Krakowa do Velkych Karlovic. prognozy pogodowe nie nastrajały optymistycznie, ale co tam, zawsze można pożyć nadzieją. Po 3 godzinach z kawałkiem jazdy przez Słowację docieramy do Czech. Oczywiście po drodze braliśmy pod uwagę kupienie koron czeskich w kantorze (wpisowe) jednak na granicy takowego przybytku nie było. Chyba, że dobrze zamaskowany. Jesteśmy. Wczesne południe, do startu ponad 3 godziny, do odbioru numerów półtorej, mamy czas żeby coś zjeść.

W restauracji za którą mieściło się centrum zawodów miła kelnerka powiedziała nam, że co najmniej do 13.30 nie ma szans, wszystko zarezerwowane. OK, nie ma problemu idziemy w dół wioski. Po około 500 metrach patrzymy jest Motorest. Nie znającym pojęcia tłumaczę za czasów komuny ( czesi mówią za komanczów) restauracjo-bary Motoresty gwarantowały dobre i w miarę tanie jedzenie. Zamawiamy kurczaka z rusztu, piwko ( tylko ja) i spokojnie biesiadujemy. Jednak im dalej tym gorzej, Polska jednak trochę nas rozpieszcza jeżeli chodzi o nowoczesne technologie. Patrzę na kelnera ( czeski:cziśnik) i widzę, że wszędzie tylko gotówka i gotówka. Ups, wietrzę kłopoty. Jest, zauważył nas w końcu, pytam czy można kartą - NIE, może euro - NIE, naiwny zapytałem czy może w złotówkach. I tutaj tzw. nerwa dostałem, na hasło złotówki soudruh kelner zrobił taką minę jakby co najmniej tu i teraz odbywała się praska wiosna, a ja mam na sobie mundur polskiego czołgisty. Tylko koruny i strawenki słyszę. I znowu wyjaśnienie strawenka to jeden z pozostałych reliktów komunizmu czyli bon żywieniowy, który do dzisiaj jest w obiegu, wydawany praktycznie przez większość zakładów pracy. No dobra myślę, jednego i drugiego nie mamy, pytam przez zaciśięniete zęby o kantor lub bankomat. Kantoru nie ma, bankomat kilometr wyżej. OK, Radek, z którym przyjechałem, chociaż, wróć, zostałem przywieziony, został w roli zakładnika a jak zaopatrzony w kusovkę ruszam w drogę po zbawienie.
I pewnie znowu Was zaciekawiłem, co to jest kusovka. W używanym potocznym rzecz sprzedawana na sztuki, w tym przypadku jedna fajka/papieros - tak tak, wróciłem do podpalania papierosów. Na szczęście po dosłownie 2 minutach spotykam kolejnego naszego teamowicza Wojtka Wojtyłę ( jak nie biega w skipol.pl TEAM-ie startuje za MKS Istebna), uff Wojtek ma korony i pożyczy. Dobra, wykupiłem Radka z gastronomicznej niewoli, idziemy odbierać pakiety startowe.


Niefrasobliwości osobistej ciąg dalszy. Zamiast jak biały człowiek ( oj niektórzy się wkurzą na to określenie) zapłacić jeszcze w piątek przelewem za startowe, liczyłem na płatność na miejscu. Niestety czeski reżim sanitarny (koronawirus) nie dopuszczał takiej możliwości, a mój bank przelewów zagranicznych w weekend nie rejestruje. I znowu jesteśmy w .... kłopotach.
Jednak po dłuższym przedstawianiu się i tłumaczeniu who is who pada odpowiedź, ok zapłacicie przelewem w poniedziałek. Uff, skipol.pl czasami się przydaje. Dobra mamy numery startowe idziemy na przegląd techniczny z nartorolkami. Ci, którzy startują w zawodach na nartorolkach wiedzą o co chodzi, drugim tłumaczę, sprawdzane są kółka, Czesi od pewnego czasu bardzo restrykcyjnie podchodzą do kontroli kółek, można startować tylko na wolnych lub średnich kółkach gumowych. Kółka szybkie są zakazane!! Moje nartorolki ( Fischer speedmax classic) przeszły kontrolę od strzału, Radek wyposażony w identyczny sprzęt nie miał tyle szczęścia. Okazało się, że jako polski innostraniec w wieku nazwijmy to poborowym, z automatu niejako dostał przygotowane dla czołówki Swenory. Było ich tam chyba około 40 par, Mało tego, wszyscy Polacy startujący w zawodach z wyjątkiem dwóch pań Jadwigi Grynkiewicz i Ewy Jabłońskiej, oraz starszych panów czyli Stasia Gąsienicy, Marka Tokarczyka i niżej podpisanego (czyli +50) dostali także organizacyjne nartorolki. Ciężkie to było i jakieś takie toporne, no ale jestem już spaczony speedmaxami, więc nie do końca jestem obiektywny.

OK, czyli numer startowy jest, rolki są, buty, bidon i ja też czyli jedziemy na start. Na start jechaliśmy podstawionym przez organizatora autokarem prawie pół godziny, przyznaję, że z każdym kilometrem coraz bardziej, w myślach oczywiście stukałem się w czoło. Po co ci to było, stary i głupi i tym podobne auto inwektywy latały mi po głowie. Jak się z tego wymotać? To oczywiście pytanie retoryczne, zapłacone, trzeba lecieć ;)
Dobra w końcu wysiadka. Wiemy już gdzie jest start, rozgrzewamy się. I tutaj różnica pomiędzy Polską a Czechami, olbrzymia ze wskazaniem na Czechów. Wyobrażacie sobie u nas kilkudziesięciu nartorolkarzy biegających po drodze publicznej przy normalnym ruchu samochodowym. Niektórym naszym asom kierownicy pewnie porobiłyby się odciski od klaksonów. Tutaj nic, cisza, pełna kultura, kierowcy zatrzymywali się, przepuszczali po prostu inny świat. Zresztą wyprzedzając trochę chronologię zdarzeń podobnie było już na trasie. Kilka razy przecinaliśmy drogę publiczną ( większość trasy to ścieżki rowerowe lub boczne drogi) i na każdym takim skrzyżowaniu stał w odblaskowej kamizelce wolontariusz i zatrzymywał ruch. Bez asysty policji, bez zasieków, czy innych gniazd karabinów maszynowych stał gość w pomarańczowej kamizelce i zatrzymywał samochody. Cholera, nawet lizaka nie miał, ot tak łapka w górę, samochód stoi, przebiegam, łapka w dół, samochód rusza. Wyobrażacie sobie coś takiego u nas, ilu z tych "pomarańczowych" by to przeżyło, masakra po prostu. Tam nie, pełna kultura.
No dobra, jedziemy, a raczej piszemy o bieganiu dalej.


Czas na start, z pokorą ustawiam się na końcu pamiętając o górnym limicie pracy pompy, czyli maksymalnym tętnie, którego lekarz zakazał przekraczać. Ruszyli jak szaleni, ja za nimi jak normalny. Myślę, dobra, lecimy spokojnie, przecież ktoś z tych prawie 80 ludzi musiał ruszyć za szybko i spuchnie, ja go wtedy minę. Hurra, pięknie jest. Cholera nie było, nikt nie spuchł, a ja prawie 26 kilometrów przebiegłem sam. Na początku dogoniłem jakąś czeską przyszłość biathlonu płci żeńskiej, której zresztą przy niesamowitej satysfakcji własnej jeszcze uciekłem, ale to by było na tyle. Sam i sam, przede mną nikogo, za mną nikogo. Całą trasę pocieszałem się tym , że młode dziewczątko które biegnie gdzieś za mną dotrze do mety. Być ostatnim to jednak żadna frajda.

 Trasa? tak na sucho to na pewno fajna, przy lejącym deszczu już zdecydowanie mniej fajna. Kałuże, czasami nawet małe jeziorka, drewniane mosty, przejazdy przez drogi i tory kolejowe, mijający mnie pociąg to chyba jedyne atrakcję które kojarzę w tym deszczu. No jeszcze dowody świadczące o tym, że podążam w dobrym kierunku, złamany kijek, złamane groty na drewnianym mostku tu i ówdzie jakieś błotnik, myślę sobie dobrze jest - nasi tu byli/biegli. Fajnie też było na punktach kontrolnych, pogadaliśmy, pośmialiśmy, tzn fajnie do momentu kiedy się okazało, że trzeba biec dalej. Biegłem, najfajniej zrobiło się kiedy zobaczyłem strasznie umorusanych nartorolkarzy jadących na dół na rozbieganie. Czułem już, że meta blisko. O ostatnich metrach nie będę się rozpisywał, chociaż mina Jadzi i Marka jadących na rozbieganie mówiła wszystko. Dobra, meta, czas, stop zegarka, ten mnie pyta jak się podobało (idiota) jednak odpowiadam zgodnie z prawdą, że doskonale. Jednak urządzenie (zegarek) a myśląca istota, myślę, że jakby zapytał np w połowie trasy co myślę, to takiej odpowiedzi w programie nie ma.


Dobra, koniec biegu, bananek, herbatka, pytam miłej wolontariuszki czy mogę więcej, ona, że tak, wszystko dla mnie. Hm, jeszcze raz powtórzę hm, mówię jej, że jeszcze parę osób za mną biegnie. Szkoda, że nie potrafię opisać jej miny, była w 100% przekonana, że może zwijać kramik. No ok, po trzecim "hm", oddaliłem się z godnością. Nawet nie specjalnie skatowany, tętna musiałem pilnować, ale mokry jak pies i zmarznięty, nie pisałem jeszcze ale było około 9 stopni. Szybki prysznic, CIEPŁY, daj Boże takie możliwości na zawodach w Polsce, przebrany, czas na coś na ząb i piwko, co w Czechach jest oczywistą oczywistością.
Gulasz z sarny, sery wędzone i nie wędzone, trzy rodzaje piwa, kołacze żyć, nie umierać, gdyby nie to, że musieliśmy wracać to dla mnie impreza dopiero by się zaczęła... Trochę popołudniowych Polaków rozmów, trochę z organizatorami porozmawiałem o kolejnych organizowanych przez nich biegach. Spotkałem w końcu face to face człowieka, z którym współpracuję biznesowo od kilku lat, a którego znałem tylko jako głos w telefonie. Zresztą Jarda, właścieciel xcsport.cz był dostawcą nartorolek do zawodów.
Podsumowując, było tak fajnie, że żal było wracać :)

O wynikach tutaj nie piszę, te możecie sobie sprawdzić TUTAJ, powiem tylko że skipol.pl TEAM dał radę, a nartorolki Fischer Speedmax classic też, jedna para wygrała nawet kategorię wiekową.

Do zobaczenia na kółkach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiosna w pełni, PZN w letargu, czyli o kadrach biegowych

To już norma, że biegi narciarskie w Polsce są na ostatnim miejscu jeżeli chodzi o zainteresowanie i działanie włodarzy Polskiego Związku Narciarskiego. Wizerunek związku uratowała oczywiście Justyna Kowalczyk, która ze swoim trenerem Aleksandrem Wierietelnym wzięła na swoje barki kadrę kobiet. Mają za sobą zgrupowanie na śniegu w Finlandii, trenują w Zakopanem, teraz w szerszej grupie wyjeżdżają na obóz do Witebska. Dziewczyny (zawodniczki) kwalifikują się w ten sposób do "ostatecznej" grupy, którą wyżej wymieniona dwójka poprowadzi do sezonu zimowego. I to jest bardzo dobra wiadomość i mocno trzymam kciuki za powodzenie tego programu. W biegach męskich tak różowo już nie jest, mało tego na razie nie jest w ogóle. Próbowano zatrudnić trenera z zagranicy, jednak po paru próbach okazało się, że nikt w Polsce pracować za bardzo nie chce. Czy miała wpływ na to sytuacja ze zwolnieniem przed kilku laty trenera Miroslava Petraska można się zastanawiać. Pierwsza rzecz, którą robi

Przepisy, wytyczne i regulaminy Polskiego Związku Narciarskiego to...

... i tutaj ciśnie na usta swojskie pięcioliterowe słowo w znaczeniu potocznym :) Myślicie o tym o czym myślicie, błąd miałem na myśli słówko humor ;) Czepiam sie? Jasne z wielką radością i satysfakcją. Jeżeli coś można zepsuć i zamotać w sposób nierozwiązywalny (gordyjski wręcz) to towarzystwo z Mieszczańskiej w Krakowie bije wszystkich mi znanych na głowę. Słyszałem, że Pucharu Polski w biegach narciarskich nie ma. Jest Narodowy Program Rozwoju Biegów Narciarskich Bieg Na Igrzyska, który ma swój regulamin TUTAJ . Z drugiej strony Puchar Polski jednak jest o czym możemy przekonać się klikając na stronie pzn.pl TUTAJ i co widzimy. Widzimy Ranking Pucharu Polski (PP) akurat w tym przypadku juniora B. Czyli PP jest a jakoby go nie było. Jednak bardziej go nie ma, każdy nawet ten bardziej uważny czytelnik może spróbować go znaleźć w najważniejszym dokumencie dotyczącym naszej dyscypliny czyli w WYTYCZNYCH na sezon 2017/2018. Cholera, nie ma. Nie można wykluczyć wady wzroku, nierozgarnięc

Doczekaliśmy się, 17-letnia Monika Skinder zadebiutuje w Pucharze Świata

17-latka z Tomaszowa Lubelskiego Monika Skinder zadebiutuje w Pucharze Świata w biegach narciarskich w najbliższą sobotę 3 marca w fińskim Lahti. Monika pobiegnie w sprincie indywidualnym stylem dowolnym, na jednej z trudniejszych w pucharowej karuzeli tras. Prawda, że to dobra informacja? Dwukrotna Mistrzyni Polski Seniorek w tej konkurencji, Mistrzyni Seniorek Czech, medalistka zawodów Pucharu Kontynentalnego Slavic Cup itd itp, że o medalach Olimpiady Młodzieży nie wspomnę. Zawodniczka dostaje szansę startu, a PZN zamyka buzię wszystkim psioczącym na jego politykę dotyczącą biegów narciarskich. Tylko czy aby na pewno? Co takiego się stało od Pucharu Świata (sprinty) w niemieckim Dreźnie? Wtedy świeżo upieczona Mistrzyni Polski Seniorek takiej szansy nie dostała. Za młoda, za wcześnie, nie ma wymaganych FIS-punktów itd, itp słyszało się z ust decydentów polskich biegów narciarskich. Co się zmieniło od tego czasu. NIC! Nadal ma lat siedemnaście (chyba, że te dwa miesiące robią ta